Jeśli w tych „kółkach z dymu” skoncentrowanych było 98 procent momentu pędu Układu Słonecznego to ich prędkości obrotowe musiały być ogromne, tak duże, że niemożliwe byłoby skupienie się „dymu” nie tylko w planetę, lecz nawet w małe krople. Ten miarodajny argument poderwał hipotezę Kanta-Laplace’a. Aby uniknąć trudności, na jakich utykała ta teoria pierwotnej mgławicy, astronomowie amerykańscy, Chamberlin i Moulton, zaproponowali juz w XX wieku inną wersję narodzin Układu Słonecznego. Przyciąganie grawitacyjne spowodowało krótkotrwały flirt, po czym napotkana gwiazda powędrowała dalej.