W optyce wiadomo, że aby powstał obraz interferencyjny, trzeba, aby rozmaite fragmenty fal przechodzące różnymi drogami przez siatkę stanowiły wycinki tej samej pierwotnie fali, dopasowane częstotliwością i fazą. Przepuszczając losowo impulsy świetlne, każdy przez inną szparę w kratownicy, nigdy nie można by otrzymać obrazu interferencji. Jeśli więc chodzi eksperyment G. P. Thomsona, należało najwyraźniej wykluczyć możliwość, iżby jeden elektron przechodził przez otwór 1, drugi zaś przez otwór 2, aby potem — zbiegając się ponownie — tworzyć obraz interferencji. Nieuniknionym wnioskiem było zatem, że każdy elektron przechodzi po części przez wszystkie szpary w kratownicy i — by tak rzec — interferuje sam ze sobą.