Do połowy XX wieku wiedziano o zachowaniu tego „oceanu ’ równie dużo — czy też równie mało — jak o prądach pełnomorskich. Mimo wymyślnego systemu stacji i statków meteorologia nadal nie należała do nauk ścisłych i prognozy pogody’ były raczej kwestią trafu, o czym „Wicherkowie” w telewizji przypominali nam w samoobronie, ilekroć zawodziły ich przepowiednie. Było tak, ponieważ mapy pogody kreśliło się odręcznie, korzystając z nie większej informacji niż Leeuwenhoek, szkicujący swoje „stworzonka” tak, jak je zobaczył sam pod swoim niedoskonałym mikroskopem.Meteorologowie mieli do czynienia z siłami pochodzenia słonecznego. Chociaż na Ziemię docierają tylko dwie miliardowe energii emitowanej przez Słońce, wystarcza to do wywołania zaburzeń, które jawią się nam jako stany pogody.